Bezsprzecznie,
Mężczyźni są potrzebni, i to nie tylko kobietom. Są niezbędni,
aby świat zachował równowagę oraz harmonię istnienia, i mógł
toczyć się swoim naturalnym, jedynie słusznym rytmem.
Tylko, skąd
biorą się tacy mężczyźni? Ci, pogodzeni ze swoją rolą,
odnajdujący w męskości satysfakcję i przyjemność, ale też
świadomi swojej siły i mądrości, a także jej wpływu na losy
ludzi wokół – Mężczyźni przez duże M.
Bo, gdyby
chodziło jedynie o sprowadzenie osobnika płci męskiej na ten
świat, to właściwie problem, by nie istniał. Rodzi się, rośnie,
dojrzewa i oto jest, jak jabłko na gałęzi jabłonki, gotowe do
spożycia. No, nie jest to takie proste!
Wychowywanie
dzieci zapewne nigdy nie było łatwe, ale w dzisiejszym świecie to
szczególnie trudne zadanie dla rodziców. Każdy chce, aby jego
dziecko było przede wszystkim szczęśliwe – to chyba najczęściej
słyszane stwierdzenie tych, którzy są pytani o cele swojego
rodzicielstwa. Nawet jeśli, rodzice mają jakieś wizje czy marzenia
odnośnie przyszłości swoich dzieci, najczęściej są w stanie
zaakceptować każdy ich życiowy wybór, pod warunkiem, że to
właśnie uczyni je szczęśliwymi.
Pytanie,
jakie nasuwa mi się automatycznie, to... czy wychowując dzieci nie
powinniśmy myśleć, aby stali się oni ludźmi, którzy
uszczęśliwiają innych?!
Bo przecież
nikt nie żyje w próżni. Założeniem naszego istnienia jest
interakcja z innymi, i to nie tylko z ludźmi. Tak naprawdę, pełnię
szczęścia daje nam nie egocentryczne zadowalanie samego siebie i
poczucie własnej wspaniałości, ale to, jak nasz wizerunek odbija
się w oczach innych ludzi, tych bliskich i tych dalszych, w
środowisku rodziny, przyjaciół czy współpracowników; jak bardzo
Ci ludzie chcą być elementem naszej codzienności i jak bardzo nas
potrzebują.
Niestety,
dzisiejszy sposób życia, jego tempo i wymagania stawiane przed
młodymi ludźmi sprawiają, że egoizm wydaje się być najlepszym
sposobem, aby przejść przez życie. Oczywiście, dotyczy to obu
płci i nie odważę się stwierdzić, czy trudniej jest wychować
chłopca czy dziewczynkę. Ale jedno mogę stwierdzić z całą
pewnością – proces ich dorastania, kształtowania powinien
przebiegać odmiennie, tak, aby pomógł im odnaleźć się w swoich
odmiennych rolach.
Dlatego
chłopiec, aby mógł realizować się w swojej naturalnie
przypisanej pozycji powinien czerpać z męskich wzorców. Nie ma
nawet mowy i nikt mnie do tego nie przekona, że chłopiec może
dorastać w sposób prawidłowy jedynie w środowisku kobiet, a tak
niestety coraz częściej się dzieje. Nawet nie tylko dlatego, że
rosnący problem rozpadających się małżeństw i rodzin, w
konsekwencji powiększa rzeszę samotnych matek, gdzie rola ojca
marginalizuje się do weekendowego taty, jeśli w ogóle, ale też
dlatego, że przedszkole, szkoła, czyli miejsca, które dla rozwoju
dziecka mają istotne znaczenie, są również głęboko
sfeminizowanymi środowiskami.
Chłopcy, pozostaną chłopcami,
dopóki ktoś nie nauczy ich jak być kim więcej.
dopóki ktoś nie nauczy ich jak być kim więcej.
Ostatnio,
byłam świadkiem sytuacji, która potwierdziła tylko moje
przekonanie.
Młody
chłopak, 19latek, który zerwał ze swoją dziewczyną, okazał
emocje w bardzo naturalny sposób, ponieważ po policzku potoczyły
się łzy. I nie to mnie poruszyło w tej sytuacji, ale słowa, które
padły z jego ust na komentarz babci, która zapytała, dlaczego
płacze. Wytoczyła do tego argumenty, że przecież to tylko
dziewczyna, że będą jeszcze inne, że taka reakcja nie jest
odpowiednia do sytuacji i dla chłopaka. Na co on odpowiedział:
„Babciu, być może dlatego tak emocjonalnie reaguje, bo
wychowywała mnie tylko mama i przejąłem jej sposób reagowania.”
No i tak to właśnie jest. Bez względu na to, jak prawdziwe są
emocje tego chłopaka i jak naturalną reakcją są łzy, do których
prawo mają wszyscy, bez względu na płeć, to ten chłopak nie miał
okazji poznać reakcji mężczyzny w różnych sytuacjach
kryzysowych, smutnych czy wręcz przeciwnie radosnych i powodowanych
sukcesem. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie tylko słowa uczą,
że nie można nauczyć się wszystkiego z teorii. Dzieci naśladują
swoich rodziców i inne bliskie osoby, przejmując pewne zachowania,
charakterystyczne reakcje czy nawet sposób chodzenia i wysławiania
się. Dlatego wychowanie chłopca wymaga jak najszerszego spektrum
kontaktów z mężczyznami. Ojciec, to jedna strona medalu i
najlepiej jeśli jest, i to jest jako aktywny, obecny z życiu
dziecka rodzic, co w dzisiejszych czasach nie jest wcale takie
oczywiste. Jeśli go nie ma, nie ważne z jakiego powodu, jest cały
wachlarz możliwości pokazania dorastającemu chłopcu na czym
polega męski świat. Doskonałymi wzorcami męskich osobowości mogą
być inni członkowie rodziny, dziadek, wujek, ale też w środowisku
szkolnym, trener, nauczyciel. Może wielu z Was nie zgodzi się ze
mną, ale uważam, że obowiązkowa służba wojskowa wcale nie była
zła. To, że była pełna patologii, to już inna sprawa, i to właśnie tym należało się zająć, a nie jej likwidacją. To
byłaby naprawdę dobra możliwość, aby młody chłopak mógł choć
na chwilę zaistnieć zupełnie samodzielnie w najbardziej męskim z
męskich światów. A wiem, że ten świat pociąga dużą część
chłopców. Ostatnio jeden z moich podopiecznych przyszedł do mnie z
szerokim uśmiechem, trzymając w dłoni ulotkę, by pochwalić się,
że oto jutro idzie na jakieś zajęcia na strzelnicy. Zerknęłam na
tą ulotkę i sama się uśmiechnęłam widząc, że są takie
inicjatywy jak bojowa drużyna harcerska, jak głosiła ulotka TYLKO
dla chłopców. I bardzo dobrze! Niech będą aktywności tylko dla
chłopców i tylko dla dziewcząt; niech młodzi ludzie mają
możliwość posmakowania czegoś, co jest szczególne, zarezerwowane
tylko dla nich. Pamiętacie, tu zwracam się do osób 30+, lekcje
pracy techniki w ośmioklasowej szkole podstawowej? Chłopcy
naparzali młotkami w jakieś deski, coś wkręcali nie zawsze z
sensem, a my gotowałyśmy, haftowałyśmy i wszystko na dwóch
zupełnie oddzielnych lekcjach. Teraz, niemal wszystko jest unisex i
założę się, że wśród osób czytających te moje słowa, znajdą
się tacy, którzy sprzeciwią się takim podziałom, nazywając to
szumnie dyskryminacją ze względu na płeć. Gdy tymczasem, trzeba
spojrzeć obiektywnie na stan rzeczy, jaki mamy.
A co mamy?
Pokolenie wiecznych chłopców, którzy owszem są pełni energii,
pozytywnej radości życia, umiejących sobie to życie ubarwić, bo
mają wiele pomysłów i wiele możliwości, a w związku z tym
kobiety, które się z nimi wiążą nawet nie mogą narzekać na
nudę, ale jednocześnie... to pokolenie chłopaków, którzy nigdy
nie mieli w ręku piły, siekiery czy chociażby śrubokręta, nie
nabili sobie całej masy siniaków i nie rozrywali markowych spodenek
na krzaczorach i drzewach, którym nie stawia się zbyt wielu wyzwań
i nie hartuje się ich męskiego ducha, chociażby przez
nieuchronność konsekwencji za złe zachowanie. Niedojrzali
mężczyźni, którzy zostali nie akceptują wymagań, rygorów, a
obowiązkami i stabilizacją się szybko nudzą.
Do tego
stanu rzeczy, przykłada rękę plaga nadopiekuńczych matek, które
sprzątają sprzed nóg swoich synów wszelkie przeszkody, nawet
rozwiązując za nich problemy w grupie rówieśników, pobłażających
w sytuacjach, w których powinny wykazać się żelazną
konsekwencją, byciem dumną z syna, tylko dlatego, że nie stwarza
problemów.
A ojcowie?
Najczęściej ich nie ma lub są w bardzo ograniczonej formie. Mam
wrażanie, że kobiety odsuwają mężczyzn od funkcji wychowawczych,
a mężczyźni dają się odsuwać, chętnie cedując te obowiązki
na żonę-matkę, która przecież została powołana do roli
opiekuńczej nad dzieckiem. Nie mówiąc już o matkach samotnie
wychowujących dzieci, które w ramach rywalizacji o względy
dziecka, odsuwają je od ojca, twierdząc, że matka jest dziecku
bardziej potrzebna. I zapewne, na tym najwcześniejszym etapie
rozwoju malucha, tak właśnie jest, ale to się zmienia wraz z
etapami dorastania.
No właśnie,
a czy ktoś z Was zna kobietę, która doszła do wniosku, że jest
nastoletniemu synowi bardziej potrzebny jest ojciec?! Ja znam. Jedną!
Kobietę, która swojemu 12letniemu synowi pozwoliła, aby zamieszkał
z ojcem, czym oczywiście naraziła się swojemu otoczeniu,
szczególnie koleżanek, które uznały jej decyzje za niegodną
matki. A ona doskonale wiedziała co robi. Nie stało się nic z
czarnowidztwa ludzi wokół. Ich relacje nie pogorszyły się,
stosunek syna do niej nie zmienił się. Dziś ten chłopiec jest
dojrzałym mężczyzną, który doskonale spełnia się w swojej roli
:) i co najważniejsze, jego matka ma w nim oparcie w jesieni swojego
życia. Ile kobiet byłoby zdolnych podjąć taką decyzję, uznając
dobro syna ponad rywalizacją o względy syna i poczuciem krzywdy.
Oczywiście,
nic nie przyjdzie z tego, że będziemy mieć armię fantastycznych
mężczyzn, jeśli na swojej drodze nie spotkają kobiet, które
zaakceptują ich właśnie takich. Nie będą chciały ich zmieniać,
czy mówiąc inaczej „wychowywać”, ale zechcą po prostu
zrozumieć. I tu należy wspomnieć o matkach dziewczynek, których
rola polega na tym, aby ich córki, jako kobiety, czując z całą
mocą swoją wartość i ogromne znaczenie roli jaką pełnią w
związku i szerzej w społeczności, pozwoliły swoim partnerom
poczuć się mężczyznami, nie zagarniając pola, które to właśnie
oni winni wypełniać.
Czy to jest
łatwe?... Nie.
A czy to
jest możliwe?... o tak :)... ale to już temat na inną opowieść ;)
Bycie rycerskim, to kwestia wyboru.
W wolnej
chwili obejrzyjcie sobie jeszcze to... Polecam :)




Bardzo ciekawy punkt widzenia, pełen racji i smutnej prawdy o nas.
OdpowiedzUsuńJeśli nawet muszę być orędowniczką tej smutnej prawdy, to decyduję się na to w pełni świadomie, bo liczę, że mówienie o tym, co wybitnie schrzaniliśmy w naszym jestestwie, to chyba jedyny sposób, aby w ogóle mieć nadzieję, że coś się zmieni.
UsuńPozdrawiam :)
Wychowuję, wychowujemy! dwóch synów, i wierz mi, że trudno przekazać im wzorce, kiedy dookoła widzą, że koledzy maja inaczej. Czasami zastanawiam się czy właściwie nie robimy im krzywdy.
OdpowiedzUsuńNa efekty przyjdzie jednak poczekać jeszcze kilka lat, i mam nadzieję, że będą tacy jak ich tata ;)
Oj wierzę, wierzę, że nie jest to łatwe, ale z Twoim komentarzu pojawiło się coś, co pozwala mi wierzyć, że uda Ci się wychować Mężczyzn;) napisałaś, że masz nadzieję, że będą jak ich tata... To nie jest dziś częste, że kobieta pragnie by jej syn był jak mąż czy partner. Oczywiście, problem częściej tkwi w kondycji relacji między kobietą, a mężczyzną, a nie w postawie owego ojca. Uważam, że autorytet ojca w oczach synów w bardzo dużym stopniu buduje szacunek, jaki okazuje ojcu matka. Myślę, że kobiety powinny czasem zastanowić się nad tym, że nie powinny walczyć o palmę pierwszeństwa w wychowaniu dzieci, ale współdziałać... czasem właśnie takim wsparciem z "zaplecza":)
OdpowiedzUsuńDziś łatwo wychować egoistę głownie dlatego, że ciągle dążymy żeby być supermatkami, superżonami, żeby nikt z otoczenia broń Boże nie powiedział Ci, że czegoś niedopatrzyłaś. Próbując wszystkim "dogodzić" zarzynasz się, wyręczając domowników a im zaczyna się coraz więcej należeć i chcą od Ciebie coraz więcej, niewiele dając od siebie. Ale przecież Ty chcesz dać dziecku wszystko to czego Tobie brakowało w dzieciństwie. Jak się po czasie okazuje, Ty jesteś sfrustrowana,wiecznie wkurzona i w międzyczasie się zestarzałaś, no i masz w domu egoistów. Ktoś tu coś spieprzył i to do tego ja. Na szczęście dla mnie chyba zaczynam powoli odpuszczać i z perspektywy czasu, żałuję że nie wcześniej...
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten komentarz, bardzo dający do myślenia.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałbym, aby świat znowu stanął na nogach, bo dziś mam wrażenie, że bardzo się pogubiliśmy.
Po opublikowaniu tego posta dostałam 3 dość przejmujące wiadomości, z relacją kobiet, które nie tyle, nie radzą sobie z wychowaniem dzieci, w szczególności synów, ile nie mają wystarczającego wsparcia ze strony mężów i ojców. Jednak, z drugiej strony, kiedy podrzuciłam ten temat w gronie znajomych, usłyszałam bardzo krytyczne głosy mężczyzn, którzy czują się marginalizowani w wychowywaniu dzieci, przez nadopiekuńcze i wszystkowiedzące matki. Czyli tak naprawdę problem może tkwić nie w złej woli, czy braku chęci, ale w znalezieniu równowagi, która zapewni, że system wartości i zespół cech, jakie staramy się wpoić dzieciom, będą budowane przekazywane przez obie strony, pokazując świat we właściwych proporcjach. Jednak uważam, że wielu mężczyznom brakuje determinacji, aby stać się aktywnymi w wychowaniu dzieci, i zdecydowanie zbyt łatwo odpuszczają.
W jednym z listów przeczytałam, że dodatkowym, bardzo niesprzyjającym elementem jest zbyt duży wpływ mediów i kultury masowej na dzieci i młodzież; że bardzo trudno walczy się z postawą roszczeniową i wciąż rosnącymi potrzebami materialnymi, które dominują świat wartości i przekonań. No cóż, cywilizacja konsumpcyjna, w której przyszło nam żyć skonsumowała to, co ja uważam za największe osiągniecie ludzkości... czyli poziom rozwoju intelektu, wrażliwość i ambicję.
Czy jest sposób, aby nadać im znowu należna rangę?...
...aż się boję odpowiedzi:(