Demon zdrady

piątek, 18 listopada 2016
data:post.title

Niewierność jest grzechem tak starym, jak obecność człowieka na Ziemi. Od zawsze ludzie dawali ponosić się żądzom, na które nie było przyzwolenia; nie potrafili oprzeć się pokusom i poddawali się doznaniom, jakie niosą ze sobą fascynacje nowym czy zakazanym. Jednak, w dzisiejszym świecie, lojalność wobec partnera mierzona jest zupełnie inną miarą. Coraz mniej jest trwałych związków, a zdecydowanie łatwiej decydujemy się na zmiany, na poszukiwanie relacji, którą uznamy za satysfakcjonującą. W rezultacie tych poszukiwań, dajemy sobie prawo do poznawania, próbowania, usprawiedliwiając własnym szczęściem porażkę związku.
Tylko jedno, nie zmieniło się na pewno. Mężczyźni... zawsze mieli i zresztą, wciąż mają, licencje na takie poszukiwania. Mam na myśli fakt, że mają oni dużo większe przyzwolenie na zdradę i takie występki, z ich strony, mają zazwyczaj dużo mniejsze konsekwencje i nie wiążą się z tak dużym ostracyzmem otoczenia, jak nielojalność kobiet. Poszukiwanie partnerek poza związkiem tłumaczy się zazwyczaj, specyficznymi biologicznymi cechami męskiego gatunku, z którymi heroiczną walkę najczęściej przegrywają, a zdrada jest jedynie wynikiem tej samczej słabości. 
Ot, taka niedoskonałość ;)

Nawet jeśli jeszcze całkiem niedawno, akt zdrady dotyczył częściej mężczyzn niż kobiet, dziś, to zdecydowanie uległo zmianie i dotyczy w tym samym stopniu obu płci. I to nie jest jedyna rzecz, która zmieniła się w kwestii niewierności. Dziś, przede wszystkim, postawy życiowe i wartości, nie są już takie same, jak były jeszcze w pokoleniu moich rodziców.
  • Kiedyś, monogamia oznaczała związek z jedną osobą na całe życie; dziś, monogamię rozumiemy jako związek z jedną osobą w danej chwili. Z tego wniosek, że możemy być monogamistami w wielu związkach, które budujemy na przestrzeni życia. Kolosalne przewartościowanie, prawda?
  • Kiedyś, wchodząc w związek z partnerem rozpoczynało się pełne i regularne życie seksualne; dziś, wejście w stały związek czy zawarcie małżeństwa, kończy „wolność”, czytaj... swobodne kontakty seksualne z innymi.
  • Kiedyś, trwałość związku i rodziny była dobrem nadrzędnym, a rozstanie czy rozwód były dość wstydliwymi sprawami. Dziś, żyjemy w przeświadczeniu, że każdy z nas zasługuje na to, aby być szczęśliwym i motywacją do zakończenia relacji nie jest fakt, że nie jesteśmy szczęśliwi w związku, ale, to, że w innym możemy być szczęśliwsi.
Właściwie trudno nas winić za to, że chętnie idziemy za tą ideą, kiedy wciąż jesteśmy popychani do tego, aby poprawiać sobie komfort życia, zarówno ten materialny jak i ten, wynikający z realizacji swoich marzeń i pragnień. W konsekwencji, decyzję o szukaniu szczęścia z innym partnerem podejmujemy zbyt łatwo, nie bacząc na uczucia i emocjonalne przywiązanie drugiej strony.
To rani i burzy, często misternie, latami układany świat! To odbiera poczucie wartości, pewności siebie; podważa nasze zaangażowanie, emocje i wysiłek włożony w budowanie relacji. Dlatego, dla większości z nas, odkrycie zdrady partnera, to nie tylko porażka związku, ale przede wszystkim osobista trauma.

Dzisiejsza, wysokorozwinięta cywilizacja konsumpcyjna sprawia, że nigdy wcześniej nie było łatwiej zdradzać, ale też nigdy wcześniej nie było trudniej utrzymać tego w tajemnicy. Nigdy też, zdrada nie miała tak daleko idących konsekwencji psychologicznych jak dziś. Kiedyś, kobieta zauważała ślady szminki na koszuli lub jakiś paragon z restauracji, w której nie ona była ze swoim mężczyzną czy za prezent, który nigdy nie został jej podarowany. Wszystko jednak pozostawało w sferze domysłów. 
W dobie technologii cyfrowej, odkrywanie zdrady i docieranie do jej dowodów, które są o wiele bardziej namacalne, dużo bardziej ewidentne, boli po tysiąckroć.
Szalenie trudno jest sprostać oczekiwaniom, które stawiają sobie wzajemnie partnerzy w związku. Chcemy, aby ta wybrana jedna osoba spełniła niekończąca się wręcz listę potrzeb: bycia namiętnym kochankiem, najlepszym przyjacielem, partnerem, na którego siłę i wsparcie zawsze możemy liczyć, rodzicem, zawsze lojalnym kompanem, wyrozumiałym i empatycznym partnerem i osoba, dorównując nam intelektualnie. Jeżeli jest coś, co pozwala tą niemożliwą do spełnienia serię oczekiwań wcielić w życie, to głębokie przekonanie, że dla mojego partnera jestem tą szczególną osoba, którą wybrał; jedyną, wyjątkową, niezastąpioną. Niewierność w sposób dobitnie oczywisty pokazuje, że jednak tak nie jest.

Ostatnio, zaczęłam poszukiwać informacji o tym, jak duży odsetek osób pozostających w związkach dopuszcza się zdrady. Oczywiście, jest mnóstwo badań w tym zakresie, ale większość z nich, podając liczby od razu zastrzega sobie ich niedoszacowanie. I tak, czytając różne badania okazuje się, że zdradza od 26% do 75% osób będących w stałej relacji z partnerem. Skąd taka rozbieżność?...Ano stąd, że w dzisiejszym świecie definicja zdrady bardzo się rozszerzyła, i to, co dla jednych już nią jest, dla innych, jest wciąż nic nie znaczącym i nikogo niekrzywdzącym grzeszkiem. Oglądanie pornografii, aktywność na portalach erotycznych i randkowych lub korzystanie z przyjemności, które niosą kluby nocne, salony masażu aż do romansów i płatnych usług seksualnych, to zachowania, które wymieniają osoby zapytane o zachowania, które uważają za niewierność. Tak zróżnicowany wachlarz występków, do tego mocno uzależnionych od indywidualnego systemu wartości i moralności sprawia, że sformułowanie uniwersalnego dla wszystkich pojęcia zdrady jest niewykonalne. Zresztą, nie wiem czy komukolwiek taka definicja jest potrzebna, bo obserwując pary w moim otoczeniu, tym bliższym i dalszym, zdecydowanie skłaniam się bardziej do tej większej liczby - 75%...niestety.

Pytaniem, które nasuwa się automatycznie jest...Dlaczego?
I to w moim przypadku, nawet nie jest to pytanie dlaczego ludzie zdradzają w ogóle, ale raczej dlaczego łamiąc obietnicę wierności, pozwalają ograbić się z tego, co przecież uważali za najważniejsze, kiedy wchodzili w stały związek?

Paradoksem w kwestii zdrady jest fakt, że jak donoszą badania socjologiczne, aż 95% ludzi twierdzi, że oszukiwanie partnera jest rzeczą naganną i krzywdzącą, gdy tymczasem dokładnie ta sama liczba osób powiedziała, że ukryliby swoją niewierność, gdyby się jej dopuścili. Podwójne standardy nie są niczym nowym. Nikt z nas nie chce być oszukiwany, ośmieszany i poniżany wobec otoczenia, ale niewiele osób stać na szczerość wobec partnera. I wymówka, że nie chcemy ranić tej najbliższej osoby jest niedorzeczna, bo gdyby była to szczerze prawdziwa motywacja ukrywania nielojalności, to nigdy by do niej nie doszło !

Im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem przekona, że ta liczba, 75%, będzie wciąż wzrastać. I to nie jest kwesta jakiejś dozy pesymizmu, którą można by mi przypisać po kilku nieudanych relacjach. To przede wszystkim świadomość, że uniwersalne wartości i fundamentalne prawdy, na których bazuje nasza cywilizacja, uległy kompletnemu przewartościowaniu. Dziś, ważniejsze jest czego chcemy i co możemy zrobić, niż to co powinniśmy i co jest uczciwe wobec naszych partnerów. Wiele osób dopuszcza się zdrady nie dlatego, że poddali się chwili słabości przekraczając granicę, którą wcześniej sami uważali za nieprzekraczalną, ale dlatego, że potrzebują większej dawki ekscytacji, często posmakowania czegoś zakazanego, nawet jeśli niesie ze sobą ryzyko utraty czegoś ważnego...a może właśnie dlatego.

Poczułem, że znowu żyję!” powiedział mój znajomy, którego zapytałam o powód zdrady cudownej kobiety, z którą budował wieloletni, i jak się wydawało silny zwiazek. Stwierdził, że miał dość bycia takim, jak od niego oczekiwano; że przytłaczała go poprawność i powinność; że chciał poczuć się wolny i jeszcze raz spróbować, jak to jest, kiedy robi się to, co się chce, a nie to co należy.
Jaką cenę jesteśmy w stanie zapłacić za te chwile wolności, musi zdecydować każdy sam.

Jeszcze jedna rzecz uległa zmianie w temacie niewierności. Dziś, coraz częściej wykrycie zdrady partnera nie oznacza końca związku, tym bardziej, jeśli osoba winna niewierności sama uważa ją za błąd. I dobrze! Dopóki między ludźmi tli się płomień, jakkolwiek go nazwiemy – miłością, namiętnością, dopóty warto walczyć o przetrwanie.
Tylko, że ja mam nieodparte wrażenie, że dziś o wiele szybciej rezygnujemy z walki o związek; o wiele łatwiej poddajemy się, unikając odpowiedzialności za to, co zbudowaliśmy i oswoiliśmy wspólnie. Bardzo często, ludzie, którzy pomimo zdrady chcą kontynuować swój związek, są uważani za naiwnych czy wręcz głupich, i zdecydowanie częściej usłyszą radę, aby zostawić ją czy jego i zbudować sobie nowe życie. Dziś, trwanie w związku w kryzysie jest na swój sposób wstydliwe.

Nie jestem w stanie w sposób jednoznacznie stwierdzić, że zdrada zawsze zasługuje na napiętnowanie, bo samej zdarzało mi się znajdować usprawiedliwienie dla niewierności. Jednak, znacznie częściej zdarza mi się obserwować egoistyczne, tchórzliwe i krzywdzące zachowania zdradzających, których jedynym motywem jest unikniecie odpowiedzialności czy zwyczajnie konfrontacji z partnerem. Jeśli chcemy „poczuć, że znów żyjemy” zdecydowanie nie daje nam to prawa do oszukiwania i manipulowania. Lepiej jest zagrać w otwarte karty, wychodząc z założenia, że najgorsza prawda jest lepsza od najbardziej misternej manipulacji.

2 komentarze

  1. 75 % ... trochę przeszacowane
    genem zdrady obdarzone jest co najwyżej 50 % Polaków
    To ci - co stoją tam , gdzie stało ZOMO

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że "gen zdrady" to nie jedyna przyczyna niewierności. Doliczając więc inne powody dobijemy do 75% ;)
    a tak na poważnie... różne badania podają różne liczby. Ale, w gruncie rzeczy, to nie liczby są tu najistotniejsze. Zdecydowanie, zmieniła się charakterystyka zdrady i nasz do niej stosunek. I moim zdaniem, to niezbyt korzystna zmiana.
    Dziękuję za komentarze i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń