Niewierność
jest grzechem tak starym, jak obecność człowieka na Ziemi. Od
zawsze ludzie dawali ponosić się żądzom, na które nie było
przyzwolenia; nie potrafili oprzeć się pokusom i poddawali się
doznaniom, jakie niosą ze sobą fascynacje nowym czy zakazanym.
Jednak, w dzisiejszym świecie, lojalność wobec partnera mierzona
jest zupełnie inną miarą. Coraz mniej jest trwałych związków, a
zdecydowanie łatwiej decydujemy się na zmiany, na poszukiwanie
relacji, którą uznamy za satysfakcjonującą. W rezultacie tych
poszukiwań, dajemy sobie prawo do poznawania, próbowania,
usprawiedliwiając własnym szczęściem porażkę związku.
Tylko jedno,
nie zmieniło się na pewno. Mężczyźni... zawsze mieli i zresztą,
wciąż mają, licencje na takie poszukiwania. Mam na myśli fakt, że
mają oni dużo większe przyzwolenie na zdradę i takie występki, z
ich strony, mają zazwyczaj dużo mniejsze konsekwencje i nie wiążą
się z tak dużym ostracyzmem otoczenia, jak nielojalność kobiet.
Poszukiwanie partnerek poza związkiem tłumaczy się zazwyczaj,
specyficznymi biologicznymi cechami męskiego gatunku, z którymi
heroiczną walkę najczęściej przegrywają, a zdrada jest jedynie
wynikiem tej samczej słabości.
Ot, taka niedoskonałość ;)
Nawet jeśli
jeszcze całkiem niedawno, akt zdrady dotyczył częściej mężczyzn
niż kobiet, dziś, to zdecydowanie uległo zmianie i dotyczy w tym
samym stopniu obu płci. I to nie jest jedyna rzecz, która zmieniła
się w kwestii niewierności. Dziś, przede wszystkim, postawy
życiowe i wartości, nie są już takie same, jak były jeszcze w
pokoleniu moich rodziców.
- Kiedyś, monogamia oznaczała związek z jedną osobą na całe życie; dziś, monogamię rozumiemy jako związek z jedną osobą w danej chwili. Z tego wniosek, że możemy być monogamistami w wielu związkach, które budujemy na przestrzeni życia. Kolosalne przewartościowanie, prawda?
- Kiedyś, wchodząc w związek z partnerem rozpoczynało się pełne i regularne życie seksualne; dziś, wejście w stały związek czy zawarcie małżeństwa, kończy „wolność”, czytaj... swobodne kontakty seksualne z innymi.
- Kiedyś, trwałość związku i rodziny była dobrem nadrzędnym, a rozstanie czy rozwód były dość wstydliwymi sprawami. Dziś, żyjemy w przeświadczeniu, że każdy z nas zasługuje na to, aby być szczęśliwym i motywacją do zakończenia relacji nie jest fakt, że nie jesteśmy szczęśliwi w związku, ale, to, że w innym możemy być szczęśliwsi.
Właściwie
trudno nas winić za to, że chętnie idziemy za tą ideą, kiedy
wciąż jesteśmy popychani do tego, aby poprawiać sobie komfort
życia, zarówno ten materialny jak i ten, wynikający z realizacji
swoich marzeń i pragnień. W konsekwencji, decyzję o szukaniu
szczęścia z innym partnerem podejmujemy zbyt łatwo, nie bacząc na
uczucia i emocjonalne przywiązanie drugiej strony.
To rani i
burzy, często misternie, latami układany świat! To odbiera
poczucie wartości, pewności siebie; podważa nasze zaangażowanie,
emocje i wysiłek włożony w budowanie relacji. Dlatego, dla
większości z nas, odkrycie zdrady partnera, to nie tylko porażka
związku, ale przede wszystkim osobista trauma.
Dzisiejsza,
wysokorozwinięta cywilizacja konsumpcyjna sprawia, że nigdy
wcześniej nie było łatwiej zdradzać, ale też nigdy wcześniej
nie było trudniej utrzymać tego w tajemnicy. Nigdy też, zdrada nie
miała tak daleko idących konsekwencji psychologicznych jak dziś.
Kiedyś, kobieta zauważała ślady szminki na koszuli lub jakiś
paragon z restauracji, w której nie ona była ze swoim mężczyzną
czy za prezent, który nigdy nie został jej podarowany. Wszystko
jednak pozostawało w sferze domysłów.
W dobie technologii
cyfrowej, odkrywanie zdrady i docieranie do jej dowodów, które są
o wiele bardziej namacalne, dużo bardziej ewidentne, boli po
tysiąckroć.
Szalenie
trudno jest sprostać oczekiwaniom, które stawiają sobie wzajemnie
partnerzy w związku. Chcemy, aby ta wybrana jedna osoba spełniła
niekończąca się wręcz listę potrzeb: bycia namiętnym
kochankiem, najlepszym przyjacielem, partnerem, na którego siłę i
wsparcie zawsze możemy liczyć, rodzicem, zawsze lojalnym kompanem,
wyrozumiałym i empatycznym partnerem i osoba, dorównując nam
intelektualnie. Jeżeli jest coś, co pozwala tą niemożliwą do
spełnienia serię oczekiwań wcielić w życie, to głębokie
przekonanie, że dla mojego partnera jestem tą szczególną osoba,
którą wybrał; jedyną, wyjątkową, niezastąpioną. Niewierność
w sposób dobitnie oczywisty pokazuje, że jednak tak nie jest.
Ostatnio,
zaczęłam poszukiwać informacji o tym, jak duży odsetek osób
pozostających w związkach dopuszcza się zdrady. Oczywiście, jest
mnóstwo badań w tym zakresie, ale większość z nich, podając
liczby od razu zastrzega sobie ich niedoszacowanie. I tak, czytając
różne badania okazuje się, że zdradza od 26% do 75% osób
będących w stałej relacji z partnerem. Skąd taka
rozbieżność?...Ano stąd, że w dzisiejszym świecie definicja
zdrady bardzo się rozszerzyła, i to, co dla jednych już nią jest,
dla innych, jest wciąż nic nie znaczącym i nikogo niekrzywdzącym
grzeszkiem. Oglądanie pornografii, aktywność na portalach
erotycznych i randkowych lub korzystanie z przyjemności, które
niosą kluby nocne, salony masażu aż do romansów i płatnych usług
seksualnych, to zachowania, które wymieniają osoby zapytane o
zachowania, które uważają za niewierność. Tak zróżnicowany
wachlarz występków, do tego mocno uzależnionych od indywidualnego
systemu wartości i moralności sprawia, że sformułowanie
uniwersalnego dla wszystkich pojęcia zdrady jest niewykonalne.
Zresztą, nie wiem czy komukolwiek taka definicja jest potrzebna, bo
obserwując pary w moim otoczeniu, tym bliższym i dalszym,
zdecydowanie skłaniam się bardziej do tej większej liczby -
75%...niestety.
Pytaniem,
które nasuwa się automatycznie jest...Dlaczego?
I to w moim
przypadku, nawet nie jest to pytanie dlaczego ludzie zdradzają w ogóle,
ale raczej dlaczego łamiąc obietnicę wierności, pozwalają
ograbić się z tego, co przecież uważali za najważniejsze, kiedy
wchodzili w stały związek?
Paradoksem w
kwestii zdrady jest fakt, że jak donoszą badania socjologiczne, aż
95% ludzi twierdzi, że oszukiwanie partnera jest rzeczą naganną i
krzywdzącą, gdy tymczasem dokładnie ta sama liczba osób
powiedziała, że ukryliby swoją niewierność, gdyby się jej
dopuścili. Podwójne standardy nie są niczym nowym. Nikt z nas nie
chce być oszukiwany, ośmieszany i poniżany wobec otoczenia, ale
niewiele osób stać na szczerość wobec partnera. I wymówka, że
nie chcemy ranić tej najbliższej osoby jest niedorzeczna, bo gdyby
była to szczerze prawdziwa motywacja ukrywania nielojalności, to
nigdy by do niej nie doszło !
Im więcej o
tym myślę, tym bardziej jestem przekona, że ta liczba, 75%, będzie
wciąż wzrastać. I to nie jest kwesta jakiejś dozy pesymizmu,
którą można by mi przypisać po kilku nieudanych relacjach. To
przede wszystkim świadomość, że uniwersalne wartości i
fundamentalne prawdy, na których bazuje nasza cywilizacja, uległy
kompletnemu przewartościowaniu. Dziś, ważniejsze jest czego chcemy
i co możemy zrobić, niż to co powinniśmy i co jest uczciwe wobec
naszych partnerów. Wiele osób dopuszcza się zdrady nie dlatego, że
poddali się chwili słabości przekraczając granicę, którą
wcześniej sami uważali za nieprzekraczalną, ale dlatego, że
potrzebują większej dawki ekscytacji, często posmakowania czegoś
zakazanego, nawet jeśli niesie ze sobą ryzyko utraty czegoś
ważnego...a może właśnie dlatego.
„Poczułem,
że znowu żyję!” powiedział mój znajomy, którego zapytałam o
powód zdrady cudownej kobiety, z którą budował wieloletni, i jak się wydawało silny zwiazek.
Stwierdził, że miał dość bycia takim, jak od niego oczekiwano; że
przytłaczała go poprawność i powinność; że chciał poczuć się
wolny i jeszcze raz spróbować, jak to jest, kiedy robi się to, co
się chce, a nie to co należy.
Jaką cenę
jesteśmy w stanie zapłacić za te chwile wolności, musi zdecydować
każdy sam.
Jeszcze
jedna rzecz uległa zmianie w temacie niewierności. Dziś, coraz częściej wykrycie zdrady
partnera nie oznacza końca związku, tym bardziej, jeśli osoba winna
niewierności sama uważa ją za błąd. I dobrze! Dopóki między
ludźmi tli się płomień, jakkolwiek go nazwiemy – miłością,
namiętnością, dopóty warto walczyć o przetrwanie.
Tylko, że
ja mam nieodparte wrażenie, że dziś o wiele szybciej rezygnujemy z
walki o związek; o wiele łatwiej poddajemy się, unikając
odpowiedzialności za to, co zbudowaliśmy i oswoiliśmy wspólnie.
Bardzo często, ludzie, którzy pomimo zdrady chcą kontynuować swój
związek, są uważani za naiwnych czy wręcz głupich, i
zdecydowanie częściej usłyszą radę, aby zostawić ją czy jego i
zbudować sobie nowe życie. Dziś, trwanie w związku w kryzysie
jest na swój sposób wstydliwe.
Nie jestem w
stanie w sposób jednoznacznie stwierdzić, że zdrada zawsze
zasługuje na napiętnowanie, bo samej zdarzało mi się znajdować
usprawiedliwienie dla niewierności. Jednak, znacznie częściej
zdarza mi się obserwować egoistyczne, tchórzliwe i krzywdzące
zachowania zdradzających, których jedynym motywem jest unikniecie
odpowiedzialności czy zwyczajnie konfrontacji z partnerem. Jeśli
chcemy „poczuć, że znów żyjemy” zdecydowanie nie daje nam to
prawa do oszukiwania i manipulowania. Lepiej jest zagrać
w otwarte karty, wychodząc z założenia, że najgorsza prawda jest
lepsza od najbardziej misternej manipulacji.



75 % ... trochę przeszacowane
OdpowiedzUsuńgenem zdrady obdarzone jest co najwyżej 50 % Polaków
To ci - co stoją tam , gdzie stało ZOMO
Myślę, że "gen zdrady" to nie jedyna przyczyna niewierności. Doliczając więc inne powody dobijemy do 75% ;)
OdpowiedzUsuńa tak na poważnie... różne badania podają różne liczby. Ale, w gruncie rzeczy, to nie liczby są tu najistotniejsze. Zdecydowanie, zmieniła się charakterystyka zdrady i nasz do niej stosunek. I moim zdaniem, to niezbyt korzystna zmiana.
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam :)