Homo Irrationabilis , czyli Człowiek Nierozumny

niedziela, 3 kwietnia 2016
data:post.title


Im dłużnej żyję na tym świecie, tym częściej zastanawiam się czy aby na pewno to właśnie człowiek, należący do gatunku ssaków naczelnych, jest rzeczywiście istotą inteligentną i powinien zajmować tą pozycję na szczycie klasyfikacji istot na ziemi?

Już pominę fakt, że właściwie wyrzekliśmy się naszych związków z naturą i odebraliśmy jej prawo regulowania naszego życia, uznając, że przecież sami lepiej wiemy co jest dla nas dobre. Długo można by mówić jakie opłakane efekty nam to przyniosło, ale ostatnio zauważam, że my nie tylko negujemy to, jak natura skonstruowała nasze istnienie, ale my wręcz mamy pretensje, że nasza planeta nie jest w stanie dłużej znosić naszej tu obecności, dając nam dobitnie do zrozumienia, że jej wydolność się kończy. Jak słucham tych, którzy narzekają jakie to teraz powietrze śmierdzące i zanieczyszczone; a jakie jedzenie niezdrowe, że już w ogóle nie wiadomo co jeść, to krew mi się gotuje! Przecież to my sami zgotowaliśmy sobie ten los, więc skargi i zażalenia tego rodzaju są nie na miejscu. No oczywiście, absolutnie wszyscy i każdy z osobna uważamy, że my nie mamy z tym nic wspólnego, bo to nie my wylewamy ścieki do rzek, czy nie sypiemy na potęgę chemikalia, które mają coś przyspieszyć, coś utrzymać, albo jak się okazuje coś opóźnić. To, że nie robią tego nasze osobiste ręce, nie oznacza jeszcze, że każdy z nas nie partycypuje w winie za obecny stan rzeczy.
Nasza odpowiedzialność polega na ciągłym stawianiu nowych żądań, podkręcaniu oczekiwań co do jakości, trwałości i wyglądu produktów. Marchewki mają być dorodne, proste, co by się łatwo obierały, i najlepiej intensywnie pomarańczowe, a jabłka, które posiadają jakiekolwiek skazy na skórce są systematycznie pomijane przez nasze dłonie, wybierające ze skrzynki te nieskazitelne okazy, które są godne, abyśmy wbili w nie nasze zęby. A potem narzekamy, jakie te jabłka i marchewki są „chemiczne”. Gdy tymczasem, pamiętam jak wyrywałam marchewki z ogródka działkowego uprawianego rekami moich rodziców i nie były one ani duże, ani proste, i na dodatek lekko zalatywały oborą;), ale za to były zdrowe i aż chciało się wyrwać następną.
Niestety, powoli osiągamy szczyt naszej "antynaturalnej" głupoty. Zaczynamy bowiem zamieniać naturalne, wciąż prawdziwe, dary ziemi w sztuczne. A przecież „sztuczność” jest określeniem, które ma absolutnie negatywne znaczenie i często używamy go, aby opisać coś, co z góry odrzucamy, nie chcąc w ogóle mieć z tym do czynienia. Tymczasem, faszerujemy wszystko wokół, na wszelkie sposoby, aby tylko spełniało nasze oczekiwania.
Kwiaty... już nawet cięte kwiaty, które kupujemy w kwiaciarni, aby uhonorować kogoś bliskiego, albo zwyczajnie by cieszyły nasze oczy, to nie są naturalne, zrodzone z ziemi przy wsparciu słońca, wody i troskliwej ręki ogrodnika.
 Dostałam na dzień kobiet bukiet tulipanów, które dumnie stały w wazonie i ozdabiały pokój. Po kilku dniach zdałam sobie sprawę, że te tulipany właściwie od momentu kiedy przyniosłam je do domu i włożyłam do wody nie zmieniły swojego wyglądu. Kwiaty nadal były lekko rozchylone i nieskazitelnie wybarwione, jednak ich kielichy nie rozwinęły się nawet odrobinę. Obserwowałam je przez następne dni i kiedy zobaczyłam, że już liście robią się żółte i brzydko pomarszczone, płatki zaczynają lekko brązowieć, ale kielichy wciąż stały sztywno i wciąż w tej samym stopniu rozwinięcia co, tego dnia kiedy je dostałam. Szybka kalkulacja w głowie i okazało się, że owszem dostałam piękne tulipany, które stoją w moim wazonie dziesiąty dzień, ale czy to aby na pewno są prawdziwe kwiaty?! Kwiaty, które nie rozkwitają, bo ktoś potraktował je chemią, aby dobrze wyglądały i długo się utrzymywały...
Ja nie chce takich kwiatów. Chcę te poprzednie, które rozkwitały, otwierając swe pączki, stały 3 dni i na koniec zbierałam ze stołu opadające z nich płatki, kiedy już przekwitły.
Jak bardzo będziemy zmieniać wszystko wokół nas? Czy jest granica naszych oczekiwań, że wszystko będzie lepsze niż stworzyła to natura?
To jest okropnie smutne i zupełnie nieakceptowalne przeze mnie, ale nie bardzo wiem jak mogłabym temu przeciwdziałać, jak mogę sprzeciwić się zamienianiu natury w sztuczność?
Mam przestać kupować te pompowane marchewki i wygładzane jabłka oraz prawie prawdziwe kwiaty? Czy to cokolwiek zmieni?
Bycie eko staje się coraz bardziej modne, i całe szczęście. Zauważam drobne zmiany wśród ludzi w moim otoczeniu, tylko obawiam się, ze zanim to stanie się powszechne i stanie się zmianą zauważalną, nie będziemy w stanie odwrócić tego, co zepsuliśmy.



Prześlij komentarz