"Widelec na drodze" czyli i tak źle i tak niedobrze

piątek, 25 marca 2016
data:post.title


Jest taka rosyjska legenda, która opowiada o pewnym kniaziu, który przemierzał niebezpieczne ziemie średniowiecznej Rusi, aż nagle stanął na rozdrożu, gdzie jego oczom ukazała się wielka kamienna tablica, a na niej napis: „Jeśli pojedziesz w lewo, stracisz konia; jeśli pojedziesz w prawo, stracisz głowę.” No i bądź mądry i wybierz! Żadne rozwiązanie nie jest dobre, chociaż zapewne mając w sobie ducha walki i odwagę młody wojownik wybierze podróż bez konia, licząc, że przy odrobinie szczęścia ocali głowę.
To właśnie „widelec na drodze”! (dosłowne tłumaczenie metafory używanej w języku angielskim 'fork in the road', która oznacza dylemat, trudną sytuację i konieczność podjęcia ważnych decyzji). Niestety, takie dylematy i konieczność wyborów, z których tak naprawdę żaden nie jest dobry, dotykają nas dosyć często i na pewno każdy z Was przypomni sobie co najmniej jedną taką sytuację.
To najgorsze, co może nas spotkać, szczególnie, gdy mamy szczere intencje i chcemy, aby trudna sytuacja, w której się znaleźliśmy, zakończyła się pomyślnie. Tymczasem, żadna z możliwości, która rysuje się przed nami, nie jest dobra. Wówczas, podjęcie decyzji, wiąże się z mozolnymi próbami przewidywania następstw naszej decyzji oraz liczenia ewentualnych zysków i strat. Nawet jeśli, jesteśmy biegli w rachunkach, na końcu i tak przekonujemy się, że cokolwiek zrobimy, to i tak ktoś będzie cierpiał.

Jeszcze trudniej wyjść z takiego impasu, gdy w grę wchodzą emocje i uczucia.
Ostatnio, bliska mi osoba zapytała, co bym zrobiła, gdybym była uwikłana w kompletnie nie satysfakcjonujący mnie związek, którego nie mogłabym zakończyć – nie ważne z jakiego powodu, bo może być ich kilka, chociażby dobro dzieci. Chwila zastanowienia i zrozumiałam, że to byłby właśnie mój „widelec na drodze”. Z jednej strony, niechętnie dopuszczam do głosu swój egoizm, myśląc, że nie ważne co razem stworzyliśmy i jak silne są uczucia partnera, ale liczy się tylko mój komfort i spełnienie. Jednak, tylko ktoś, kto tkwił w takim związku wie, jak frustrująca, a nawet depresyjna jest rezygnacja z realizacji własnych potrzeb. Niesamowicie ciężko jest zapomnieć, że coś jest dla mnie ważne, odpuścić w imię dobra kogoś, kto daje mi wiele innych rzeczy. Wiele innych, ale nie to! Całości problemu dopełnia reakcja otoczenia i presja bliskich, którzy mają dla mnie całą listę dobrych rad. Bardzo często, znajdują się i tacy, którzy sami mieli taki właśnie dylemat i wiedzą najlepiej.
Tylko, jak daleko może sięgać kompromis, jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić, jak bardzo nagiąć się i z czego zrezygnować, aby czuć, że ta relacja wciąż ma sens?

Zaglądając w głąb siebie mogę zdefiniować potrzeby, które mają charakter drugorzędny, a więc łatwiej nam je odpuścić. Przy czym, to co dla mnie może być mniej ważne, dla kogoś innego jest kluczowe - to podlega bardzo subiektywnej ocenie. Gdybym miała wskazać to, co moim zdaniem jest najczęściej spotykanym w związkach „widelcem na drodze”, to... seks. Problemem może stać się to, jak często, jak długo, kiedy i w jaki sposób, a czasami nawet gdzie, wszystko zależy od charakteru relacji. Partnerzy, którzy mają odmienne oczekiwania w tej kwestii, właściwie nie mają możliwość, aby znaleźć ten złoty środek, bo ustalenie kompromisu w tej intymnie emocjonalnej sferze jest szalenie trudne. Najczęściej kończy się to graniem na poczuciu winy za niespełnienie potrzeb drugiej strony albo co gorsza, uciekanie się do szantażu emocjonalnego, aby coś w tej kwestii wymusić. Co wtedy? Co ja bym zrobiła?
Najuczciwsze byłoby rozstanie, bo dzięki niemu unikniemy kłamstw i zdrad, ale założeniem postawionego pytanie było to, że nie mogłabym tego związku zakończyć. Wtedy, zapewne szukałabym spełnienia moich potrzeb gdzie indziej. Tak, to się nazywa zdrada!
Czy to oznacza, że czasami zdrada może być usprawiedliwiona?
Ja uważam, że tak, chociaż to wcale nie sprawia, że jest mniej bolesna dla partnera i można tym usprawiedliwieniem cokolwiek zrekompensować.
Oczywiście, możemy ukrywać frustracje i tłumić w sobie pragnienia; możemy nawet udawać, że jesteśmy szczęśliwi w związku; możemy też być dobrzy i ustępliwi oraz próbować przekonać samego siebie, że to czego nam brak nie ma aż takiego znaczenia. Zawsze mamy wolny wybór, jednak, nic nie zwolni nas z poniesienia konsekwencji tego wyboru.
Najtrudniejszą częścią związku jest ciągłe podejmowanie decyzji, odejść czy starać się jeszcze bardziej. Jednak, czasem lepiej przegrać i pogodzić się z porażką związku niż "wygrać", utrzymując związek, robiąc coś wbrew sobie. 

Prześlij komentarz